Duch Bretanii

We wrześniu 2007 roku Paryż stał się świadkiem efektownego widowiska. Barwny korowód trzech tysięcy muzyków i tancerzy z Bretanii oraz z innych regionów, które szczycą się swoimi celtyckimi korzeniami, przeszedł Polami Elizejskimi. Okazją do parady jest obchodzony w tym roku po raz pierwszy w stolicy „Breizh Touch” (Duch Bretanii), gigantyczny festiwal kultury bretońskiej. Na wybrzeżu Sekwany nieopodal paryskiej Dzielnicy Łacińskiej stworzono bretoński port, gdzie można było zwiedzić rybackie kutry, żaglowce oraz degustować osobliwości nadmorskiej kuchni. Największą popularnością cieszyły się jednak koncerty celtyckiej muzyki folkowej, która zdobywa coraz liczniejsze grono fanów. Ideą, która przyświecała festiwalowi, było podtrzymanie regionalnej dumy mieszkańców Bretanii, uchodzącej przez długi czas za jeden z najbardziej zaniedbanych regionów Francji. Nie mogło to zostać niezauważone przez lewicowy establishment, który niepodzielnie włada francuską inteligencją. Ten przejaw niezwykłego przywiązania do bretońskiej tożsamości i jej chrześcijańskiej tradycji został skrytykowany na łamach lewackiego „Liberation” oraz przez deputowanego Jean-Luca Mélenchona, który obecnie jest czołową postacią francuskiego Frontu Lewicy (Front de gauche).

W XIX i XX w. Bretończyk w świadomości przeciętnego Francuza uchodził za zabobonnego wieśniaka, dziwaczny relikt przeszłości, pociesznego dzikusa mówiącego niezrozumiałym językiem. Nic dziwnego, że tacy admiratorzy egzotyki jak Paul Gauguin, zanim wylądowali na tropikalnych wyspach, mieszkali w Bretanii i tworzyli swe dzieła zafascynowani jej surowym pięknem. Dla współczesnych Francuzów prowincja ta nie jest już tylko ojczyzną cydru, naleśników, koronek i wielodzietnych rodzin. Na każdym kroku podkreśla się jej odrębność wynikającą z celtyckich korzeni. Celtyccy mieszkańcy Półwyspu Armorykańskiego od zawsze uchodzili i nadal uchodzą za bardzo pobożnych i przywiązanych do tradycji, co w czasach wyznającej kult powszechnej laickości V Republiki jest swoistym fenomenem.

 

Celtyckie korzenie

Odrębność Bretanii ma swe głębokie źródło w historii. Bretończycy, w przeciwieństwie do reszty Francuzów, są potomkami celtyckiej ludności – Brytów zamieszkujących niegdyś Kornwalię. W V w. pod naporem germańskich plemion Anglów, Sasów i Jutów przepłynęli kanał La Manche i zasiedlili opuszczony Półwysep Armorykański. Na tym obszarze chrześcijaństwo zadomowiło się już w V i VI w. dzięki intensywnej działalności iroszkockich misjonarzy. Od czasów panowania króla Nominoe (zmarł w 851 r.), który skonsolidował poszczególne regiony Armoryki, Bretania stała się sprawnym organizmem państwowym. Rządzona przez rodzime dynastie królewskie z powodzeniem broniła swojej niezależności aż do schyłku Średniowiecza. W 1532 r. unia personalna zawarta z Francją zakończyła ten okres. Od tego momentu aż do XIX w. Bretania była jedną z biedniejszych i bardziej zacofanych części Francji. W czasach rewolucji francuskiej Bretończycy poparli rojalistów walczących w obronie króla i wiary katolickiej w sąsiedniej Wandei. Bretania stała się terenem działania licznych rojalistycznych rebeliantów – szuanów. Nazwa ta wywodzi się od charakterystycznych sygnałów naśladujących hukanie sowy (bret. ar’chuaned – sowy), którym owi partyzanci nawoływali się w nocnych potyczkach. Dzięki takim utalentowanym dowódcom jak Georges Cadoudal tradycjonalistyczna partyzantka szuanów sprawiała problemy władzom republikańskim. Dopiero Napoleonowi udało się zdławić ten ruch.

Wiek XIX to okres nieustannej dyskryminacji języka i kultury bretońskiej, połączony z uciskiem ekonomicznym. Pierwszą inicjatywą polityczną, która starała się podtrzymać narodową odrębność Bretończyków, było Stowarzyszenie Bretońskie. Na przełomie XIX i XX w. ruch narodowy przeżywał apogeum swego rozwoju. W przeciwieństwie do innych ugrupowań politycznych, powstała w latach 20. ubiegłego wieku Bretońska Partia Nacjonalistyczna (Strolla Broadel Breiz) walczyła o całkowite zerwanie z Francją. W latach 60. i 70. ruch separatystyczny nasilił się. Jego kulminacją był atak bombowy na pałac wersalski w 1978 r. Ugrupowania, które dokonywały aktów terroru – Sav Breiz (Powstań Bretanio) i Bretońska Armia Rewolucyjna, miały bezpośrednie kontakty z IRA i ETA.

 

Renesans celtycki

Na fali romantyzmu zainteresowanie kulturą celtycką wzmogło się do tego stopnia, że ówcześni ludzie kultury zafascynowani legendarną przeszłością starego kontynentu, zaczęli odgrzebywać tradycje literacką bretońskich Celtów. Jeden z nich, hrabia Théodore Hevart de la Villemarqué opublikował w 1839 r. „Barzaz Breiz” – zbiór starych ludowych pieśni bretońskich. Książka ta stała się bestsellerem i doczekała się jeszcze kilku wznowień, a co najważniejsze – zapoczątkowała nowoczesne badania filologiczne celtyckich dialektów Bretanii. Po kilkunastu latach od pierwszego wydania autentyczność utworów zamieszczonych w „Barzaz Breiz” została powszechnie zakwestionowana. Wielu literaturoznawców, idąc za słynnym przykładem „Pieśni Osjana” spreparowanych przez Jamesa Macphersona, oskarżało hrabiego de la Villemrqué, że utwory te zostały przez niego wymyślone. Dopiero w 1989 r. Donatient Laurent posiłkując się odnalezionymi notatkami autora „Barzaz Breiz” dowiódł, że Villemrqué korzystał z bogatej tradycji ustnej, spisywał opowieści od ludowych gawędziarzy. Najczęściej występującą w tym zbiorze formą literacką jest gwerz, czyli rodzaj ballady o życiu i przygodach jakiejś legendarnej postaci, recytowany lub śpiewany przez jedną osobę. Obecnie naukowcy zgodnie twierdzą, iż najstarsze wersje znanych opowieści z cyklu legend o królu Arturze pochodzą właśnie z Bretanii. Ten ponad stuletni proces powrotu do celtyckich korzeni nie jest wyłącznie fenomenem Bretanii. To samo można zaobserwować w Walii, Szkocji, Irlandii, a nawet w hiszpańskiej Galicji.

 

Śladem siedmiu świętych

An hant tro Breizh (Droga dookoła Bretanii) to ponad 700 kilometrowy szlak pielgrzymkowy dookoła półwyspu, który powstał w XII w., w momencie duchowego renesansu tej ziemi. Trasa ta prowadzi wzdłuż siedmiu sanktuariów przy grobach świętych biskupów, fundatorów Kościoła w Bretanii: St. Brieuc, St. Malo, Dal-de-Bretagne, Vannes, Quimper, St. Pol-de-Leon, Tréguier. Tradycja ta, niegdyś popularna, podupadła w XVI w. Od 1990 r. powrócono do niej, a z roku na rok przybywa pątników. Bretania jest jedynym regionem Francji, gdzie ludowe procesje religijne cieszą się niesłabnącą popularnością, co jest niewątpliwym fenomenem w państwie, które na każdym kroku akcentuje swoją świeckość. Uroczystościom tym towarzyszą nocne festiwale tańca i muzyki celtyckiej (bret. fest-noz).W trakcie odpustu w Locronan, który odbywa się ku czci św. Ronana, irlandzkiego biskupa i misjonarza z VII w., organizowane są wspaniałe procesje ze sztandarami. Tysiące pielgrzymów ubranych w tradycyjne stroje przemierza drogę, którą święty pogrążony w modlitwie podążał każdego ranka. Młode pokolenie Bretończyków podejmuje wiele inicjatyw podtrzymujących tradycyjną pobożność. Jedną z nich są całonocne adoracje połączone z tradycyjnymi śpiewami bretońskimi prowadzone przez bractwo Ar c’hedourien (bret. Oczekujący świtu). Grupa ta, założona przez młodego muzyka Goulvena Airault, skupia przede wszystkim skautów bretońskich ze stowarzyszenia Blemoir (bret. Wilki Morskie).

 

Ambasadorowie Bretanii

Jak już wspominaliśmy, najcenniejszym towarem eksportowym Bretanii jest muzyka folkowa. Dzięki takim wykonawcom jak Alan Stivell, Gwerz czy Tri Yann tradycyjne pieśni i tańce bretońskie znane są w całej Europie. Festiwale muzyki folkowej przeradzają się w narodowe święta, podczas których powiewają bretońskie barwy narodowe (9 czarno-białych pasów i ornament gronostaja – symbol 9 biskupstw bretońskich). Celtycka tradycja Bretanii stanowi inspirację nawet dla francuskich zespołów hip-hopowych takich jak słynny Manu. Tylko dzięki muzyce znajomość języka bretońskiego jest jeszcze podtrzymywana. To niesłabnąca popularność piosenek grupy Tri Yann jest w dużej mierze przyczyną powstawania serii nowych podręczników do nauki bretońskiego. Obecnie językiem tym posługuje się ok. 270 tysięcy ludzi, którzy w większości zamieszkują departament Finistère (od łac. „koniec ziemi”). Paradoksalnie rząd francuski, który w latach 50. i 60. ubiegłego wieku ostro zwalczał wszelki objawy odrębnej kultury bretońskiej, dziś poświęca spore środki na ratowanie tego dziedzictwa. Jeszcze do niedawna we wszystkich szkołach Bretanii wisiały napisy: „zabrania się pluć i mówić po bretońsku”. Obecnie popularyzuje się powstałą z inicjatywy społecznej sieć szkół „Diwan”, które prowadzą zajęcia po bretońsku, francusku i angielsku.

Wielu współczesnych Bretończyków otwarcie deklaruje, że pod wieloma względami znacznie bliższej im do Dublina niż do Paryża. Porównując obecny model państwowy i rozwój gospodarczy, a zwłaszcza stosunek państwa do obywatela w V Republice Francuskiej i w Irlandii, opinia ta nie jest irracjonalna. W oczach Bretończyków Irlandia od wieków uchodziła za wyspę szczęśliwości, taki mityczny Avalon, symbol ziemskiego raju. O tym świadczy dobitnie stare przysłowie ludowe: „mont a raez da Skoz” – dosłownie: „poszedł do Irlandii”, czyli w domyśle do nieba.

Warto współpracować z bretońskimi potomkami Celtów. Pomimo tak dużej odrębności językowej, znacznie łatwiej porozumieć się z kultywującymi swą chrześcijańską tradycję Bretończykami lub Irlandczykami niż z Francuzami tak mocno przekonanymi do fałszywych ideałów Wielkiej Rewolucji.

Przemysław Dulęba

Artykuł ukazał się w 15. numerze „Polityki Narodowej”.