W kilka lat po międzynarodowym sukcesie „Czarnej księgi komunizmu” dominikanin Renaud Escande podjął się dzieła wydania analogicznej pracy zbiorowej na temat bardziej odległy, ale zdaniem wielu stanowiący praźródło wszelkich tendencji rujnujących cywilizację zachodnią. Kilka miesięcy temu efekty pracy duchownego i kilkudziesięciu wybitnych nieraz autorów (jak nieżyjący już Pierre Chaunu) stały się dostępne również polskiemu czytelnikowi.
Zainteresowanie Francuzów tą tematyką nie dziwi. Pomimo upływu ponad 200 lat ich rewolucja wciąż budzi emocje. Temperatura sporów o historyczne wydarzenia nie jest oczywiście tak wysoka jak jeszcze w początkach XX wieku, kiedy zwolennik polityki Dantona, historyk Alphonse Aulard został postrzelony za swoje poglądy, a (notabene jego uczeń i wielki oponent) robespierrysta Albert Mathiez stracił w bójce o podobnym podłożu oko. Mimo, że praca ojca Escande również wzbudziła emocje, to dyskusje na temat rewolucji nie są chyba nawet tak gwałtowne jak jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku – kiedy książka Reynalda Sechera o wymownym tytule „Wandea – departament zemsty. Ludobójstwo francusko-francuskie” wywołała falę zajadłej agresji ze strony bezkrytycznych obrońców jakobińskiej dyktatury i wszystkiego co się z nią wiązało. Kto ma dostęp do internetu, ten może się łatwo przekonać, że nawet w tak powszechnym dla ogółu Francuzów źródle wiedzy jak Wikipedia, informacje o masowych zbrodniach kolumn piekielnych gen. Turreau są dziś na wyciągnięcie ręki – nie jest to już tematem tabu.
Mimo to, rewolucja nadal interesuje Francuzów (widzących w niej jeden z mitów założycielskich narodu), ale chyba nie tylko ich. Nie dziwi to jeśli wziąć pod uwagę, że mają w niej swoje korzenie niemal wszystkie współczesne nurty polityczne: liberalizm (feuillanci, żyrondyści), socjalizm i komunizm (hebertyści, babuwiści), nacjonalizm (jakobini), stojący w opozycji do nich wszystkich konserwatyzm, a nawet anarchizm, którego wyznawcy widzą czasem swoje korzenie w działaniach „wściekłych” ks. Roux. Na kartach epopei francuskiej rewolucji znajdują swoje wzorce zjawiska polityczne takie jak monarchia konstytucyjna, totalitaryzm, rewolucja socjalna, powstania w obronie religii, wreszcie wojskowy zamach stanu i plebiscytarny bonapartyzm. Można zaryzykować wręcz twierdzenie, że bez zgłębienia historii tych kilkunastu lat trudno zrozumieć następujące po nich dwa wieki.
A pojęciu tego zjawiska z pewnością nie służą propagandowe publikacje, których autorzy nawet nie silą się, by dociec prawdy, ostatecznie bardziej skomplikowanej niż narosłe przez dekady płaskie stereotypy. Dotyczy to tak wielu opracowań lewicowych, chcących zamieść pod dywan bądź rozgrzeszyć niewątpliwe zbrodnie rewolucji, jak i tych pisanych z pozycji konserwatywnych, gdzie nieraz funkcjonuje ona już od 1789 roku jako spisek mający jeden cel – destrukcję chrześcijaństwa , a całe jej dzieje to ciąg inspirowanych przez masonerię rzezi, z których nie wynikło absolutnie nic dobrego. Do takich zalicza się np. skrajnie jednostronna książka Andrzeja Ciska „Kłamstwo Bastylii. Szkice o wydarzeniach i ludziach Wielkiej Rewolucji Francuskiej”.
Rzecz zresztą nie w tym, by opracowania dziejów tego okresu były pisane przez ludzi bez poglądów – chodzi raczej o to by przekonania nie przesłaniały im faktów, by przyświecała im intencja dojścia do prawdy, a nie uprawiania hagiografii bliskiego sobie obozu, przy jednoczesnym przypisywaniu każdej złej cechy i każdej zbrodni jego oponentom. I patrząc z tego punktu widzenia, w „Czarnej księdze rewolucji francuskiej” mamy próbki pewnej różnorodności postaw. Trudno byłoby stwierdzić, że jest to zbiór kalumni i nieuzasadnionych oszczerstw, część autorów nieśmiało zdaje się nawet zauważać jasne strony dorobku rewolucji.
Zdarzają się błędy niezrozumiałe, także te uwarunkowane specyfiką tutejszej edycji. Przykładowo, autor przedmowy do polskiego wydania, skądinąd zasłużony i kompetentny badacz prof. Grzegorz Kucharczyk, powiela nieprawdziwy stereotyp jakoby Robespierre patronował polityce dechrystianizacji, podczas gdy nie jest przecież wielką tajemnicą dziejów rewolucji, że to właśnie on starał się zahamować ów proces na jesieni 1793 roku, a kilka miesięcy później posłał na szafot głównych dechrystianizatorów: Héberta, Chaumette’a, Clootsa.
Wróćmy jednak do właściwej treści dzieła pod redakcją Escande. Opasły, liczący ponad 1000 stron tom dzieli się na 3 nierówne objętością części. Pierwsza traktuje o zróżnicowanych zjawiskach – od sekularyzacji dóbr kościelnych, kulisów masakr na szwajcarskich gwardzistach broniących Tuileries i w Wandei, poprzez stosunek Bonapartego do dziedzictwa rewolucji aż po odwołania czołowych działaczy bolszewickich do spuścizny rewolucji. Szczególnie interesującym jest esej Frederica Rouvilloisa „Saint-Just faszystą?”, opisujący zarysowane w ten sposób inklinacje najbliższego współpracownika i przyjaciela Robespierre’a. Dodajmy zresztą, że w wypadku tej fascynującej pokolenia rewolucjonistów postaci trop to nienowy, dostrzegany już w czasach funkcjonowania samego ruchu faszystowskiego. Ciekawie skonstruowany jest także artykuł „Czy będziemy świętować trzechsetlecie rewolucji?”, gdzie pytanie to rozważa się również pod kątem wysokiego przyrostu naturalnego wśród ludności muzułmańskiej we Francji. „Czy w 2089 roku muzułmanie we Francji będą chcieli świętować rocznicę 1789?”, pyta autor Jean Sévilia, sugerując dość jednoznaczną odpowiedź. Czytelnika poruszy z pewnością los Ludwika XVII, opisany w artykule o. Jeana Charles-Roux „Męka i krzyż dziecka – króla Francji”.
Druga część książki to równo 20 artykułów prezentujących poglądy czołowych przeciwników tradycji rewolucyjnej. Mamy tu więc m.in.: Josepha de Maistre’a, Louisa de Bonalda, Chateaubrianda, Maurrasa i Bainville’a, ale także mniej oczywistych „kontrrewolucjonistów” – Nietzschego, Baudelaire’a czy Balzaka. Teksty te są dość nierówne – czasem mamy do czynienia z obszernymi elaboratami, innym razem z dość zdawkowymi opracowaniami. Ciężko byłoby zresztą na kartach 10 stron opisać stosunek Maurrasa do rewolucji.
W części trzeciej dominują źródła: listy, przemowy, raporty, także fragmenty klasycznych opracowań dziejów rewolucji. Trzeba przyznać, że teksty w tej części książki skompletowane są dość niechlujnie. Czasem o autorze danego fragmentu informuje przypis, czasem nagłówek, czasem w ogóle ciężko się dopatrzeć, kto właściwie pisał dany fragment. Nie umniejsza to wartości niektórych z nich np. urywków z książki „Źródła współczesnej Francji” Hipolita Taine’a czy listów Carriera, Turreau i Carnota, mających stanowić dowód na ludobójczy charakter działań powziętych przez władze rewolucyjnej Francji w Wandei (Inna rzecz, że z dokumentów tych wyciąga się momentami chyba zbyt daleko idące wnioski).
Łącznie w całej „Czarnej księdze…” mamy aż 56 rozdziałów – krótkich biografii, opracowań konkretnych wydarzeń i problemów, źródeł. Lektura obowiązkowa dla każdego fascynata historii tej burzy dziejowej, chciałoby się rzec. Można mieć jednak wątpliwości, czy wyłożone w ten sposób treści mogą stanowić obiektywny obraz konsekwencji tego złożonego procesu.
Z „Czarnej księgi rewolucji francuskiej” wyłania się obraz Francji jako zgliszcz cywilizacji, naznaczonych niszczeniem dzieł kultury, zwalczeniem religii, topieniem księży, masakrami w Wandei, Lyonie i Tulonie, zerwaniem liczącej kilkanaście wieków tradycji, uosabianej przez ściętego monarchę, pęknięciem Francji na dwie połowy. Jakkolwiek można spierać się o szczegóły, destruktywny charakter tych zjawisk wydaje się oczywisty. Czy daje to pełną perspektywę? Czy wystarcza do wystawienia całościowej oceny rewolucji, na wszystkich polach? Z pewnością nie, niemniej jednak nie ma chyba racjonalnych powodów by przeczyć spustoszeniom, jakie przynieśli Francji ci, którzy tak bardzo chcieli jej służyć. Tu tkwi wielka wartość „Czarnej księgi”. Ukazując korzenie odcięcia od chrześcijaństwa i tradycji pojęć takich jak demokracja, postęp, cywilizacja, patriotyzm, dzieło to poucza nas gdzie wiedzie droga ludzkości, jeśli ta odrzuci Boga. Z całą pewnością nie jest to jednak „Encyklopedia wiedzy o rewolucji antyfrancuskiej”, jak demagogicznie reklamowała ją jedna z internetowych księgarni. Nie znajdziemy tu odpowiedzi na wszystkie interesujące nas pytania, a u powierzchownie znających temat wyznawców tezy, że cały ten okres da się sprowadzić do Wandei (w środowiskach tożsamościowych to typ dominujący), lektura omawianej księgi może utwierdzić w stereotypowym postrzeganiu historii.
Czytajmy więc „Czarną księgę rewolucji francuskiej”, tak jak czytamy klasyczną już „Wielką Rewolucję Francuską” Pierre’a Gaxotte’a, ale nie ograniczajmy się tylko do nich. Także w literaturze pisanej z innych pozycji (książki Jana Baszkiewicza czy Stefana Mellera) znajdziemy wiele cennych uwag. Posługiwanie się propagandowymi kalkami jednej strony sporu nie przystoi osobie chcącej zrozumieć wydarzenia sprzed ponad dwóch wieków.
Jakub Siemiątkowski
Red. Renaud Escande, „Czarna księga rewolucji francuskiej”, Wydawnictwo Dębogóra, Dębogóra 2015, ss. 1064.
Artykuł ukazał się w nr 15. „Polityki Narodowej”.