Naród „tu i teraz”

Michel Foucault zauważył, że nowoczesna biowładza polega na przesunięciu dyskursu polityczno-militarnego w kierunku dyskursu rasowo-biologicznego. Jeśli „rasę” będziemy rozumieć w kategoriach „kultury” (podobnie jak rozumiał to Roman Dmowski czy Zygmunt Balicki) to od razu narzuci nam się porównanie do endeckich koncepcji, które świadomie rezygnowały z nadmiernego wysiłku zbrojnego i politycznego na rzecz budowy biologiczno-kulturowych podstaw wspólnoty narodowej. Okazuje się, że „soft-powerowa” tradycja polityczna Narodowej Demokracji może być odczytywana przez pryzmat współczesnych koncepcji politologicznych; więcej – może być w tym kontekście pomocnym narzędziem do tworzenia nowoczesnej polityki polskiej.

Polityka państwowa w dobie „post” radykalnie zmienia zakres swojego zainteresowania, jednym wektorem tych zmian jest wycofanie się z pozycji „narzucanie zmiany” w relacjach państwo-jednostka na pozycję „kontrola i nadzór”. Państwo nie jest już samodzielnym aktorem procesów politycznych i prawnych i nie jest w stanie samodzielnie narzucić reguł gry; stało się elementem szerszego układu, który zawiera również takie elementy jak: instytucje między i ponad-narodowe, NGO-sy, komponent prawno-społeczny (różnorakie grupy nacisku), etc. Jednocześnie państwo zostawiło sobie instrumenty ostatecznej decyzji: system prawny i przymusu. To do państwa w dalszym ciągu należy autoryzowanie prawnego konsensusu, tworzenie obszarów dyskursywnych i aparatu instytucjonalno-publicznego do publicznej debaty, reglamentowanie tematyki podlegającej publicznej debacie oraz legalny aparat przymusu, sądownictwa i egzekwowania kar.

Drugim wektorem jest zwiększający się obszar „kontroli i nadzoru” polityki nad obywatelem. Jest pewnym paradoksem, że państwo z jednej strony wycofuje się z pozycji omnipotentnej i autonomicznej siły w obszarze procesów decyzyjnych , zyskując za to dostęp do możliwości regulowania coraz bardziej detalicznych i intymnych sfer ludzkiego życia. Jeśli w przeszłości polityka władcy dotyczyła przede wszystkim sytuacji krytycznych, granicznych, np. kiedy jego poddany musi umrzeć (zarządzanie śmiercią), to współczesny władca decyduje przede wszystkim o życiu obywatela, kiedy na osi czasu życie się zaczyna, w jaki sposób może się zacząć, a w jaki jest to zabronione, ile życie może trwać, w jaki sposób życie ma wyglądać, jaka może być jego kondycja, kiedy i w jakich warunkach może się skończyć (zarządzanie życiem). Ten nowy sposób uprawiania polityki nazywamy zwykle biopolityką.

Nowa rzeczywistość ma swoich zaciekłych oponentów i równie fanatycznych zwolenników, głęboki kontekst filozoficzno-teologiczny i płytką polityczną-marketingową recepcję. Zarządzanie ludzkim życiem „jako takim”, ingerencję polityki w procesy biologiczne (rozumiane jako te procesy, które dotykają bezpośrednio jakości ludzkiego fizycznego życia i biologicznego rozwoju wspólnoty) ma też bogate tradycje w politycznym i ideologicznym dorobku polskiego Ruchu Narodowego. W warunkach braku własnej państwowości, ba – konieczności oporu wobec istniejącej państwowości (państw zaborczych) – endecja wypracowała specyficzną formę oddziaływania na wspólnotę narodową zarządzając nie tylko jej sferą duchową, ale też fizyczną. Ponieważ, dodatkowo, nie mogła stosować typowo państwowego przymusu (sądy, policja, wojsko, władza, etc.) musiała oprzeć się na technikach „soft-power”, moderując życie kulturalne, moralne, polityczne, prywatne i publiczne zbiorowiska ludności zamieszkujące uprzednie tereny Rzeczypospolitej przekształcając je w procesie wychowania w nowoczesny naród polski.

 

Zasady mechaniki żywego organizmu

Roman Dmowski i jego następcy wypracowali kilka politycznych zasad, które wyrastając ze specyficznego doświadczenia politycznego i historycznego w swojej istocie wykraczały poza ówczesną myśl polityczną. Szukając istoty wspólnoty narodowej, wehikułu kultury, języka, krwi, historii i tożsamości, tego co jest żywą i namacalną egzemplifikacją słowa naród, trzeba by – za Dmowskim, Popławskim i Balickim – dojść do wniosku, że chodzi między innymi o jego biologiczny wymiar, czyli o zbiór żyjących „tu i teraz” ludzi[1]. Nie było jeszcze w historii świata takiego przypadku, aby po utracie biologicznej ciągłości jakaś wspólnota narodowa lub etniczna odrodziła się tylko za pomocą swojej kultury, języka, czy tradycji politycznych. Gdyby dziś nagle, z dnia na dzień, zniknęli wszyscy ludzie utożsamiający się z narodem niemieckim, to nikt, kto nie byłby związany z teutońską tożsamością więzami krwi (biologią) i tradycją wspólnego życia, nie miałby w sobie dość determinacji, by równie nagle porzucić swoją kulturę i przyjąć niemiecką. Naród biologiczny jest jednocześnie najbardziej namacalną częścią całej koncepcji wspólnoty narodowej. Zmienia się wszak codziennie zarówno ilościowo jak i jakościowo. Dlatego w Idei Narodowej zawsze ważne miejsce zajmowały zasady zarządzające ludzkim potencjałem wspólnoty narodowej.

 

Zasada pierwsza – krew

Polski Ruch Narodowy stał na stanowisku, że nie ma nacjonalizmu bez żywego, biologicznego narodu – z tego założenia wychodziła krytyka tradycji powstańczych czy rewolucyjnych w Polsce. Militarne zrywy w imię wolności „naszej i waszej” oznaczały przede wszystkim fizyczny ubytek najlepszego materiału biologiczno-kulturowego polskiej wspólnoty narodowej. Przez cały XIX wiek najlepsi synowie narodu polskiego ginęli na wojnach i w potyczkach powstańczych, z góry skazanych na niepowodzenie, patriotyzm nabrał cech oszołomskiego romantyzmu („chcieć to móc”), a zdrowy rozsądek utożsamiono ze zdradą.

Ten psychiczny zespół powstańczo-konspiracyjny wypaczył sposób patrzenia na rzeczywistość polityczną dla wielu następnych pokoleń Polaków. Konspiracja, jako sposób prowadzenia polityki, znalazła swoje odzwierciedlenie jeszcze w XX wieku, zarówno w sposobie rządzenia przez obóz marszałka Piłsudskiego jak i w pracy organizacyjnej Romana Dmowskiego. Była zaprzeczeniem zasady wszechpolskości, która implikuje jawność działania. Dopiero pokolenie „młodych” odcięło się zdecydowanie od konspiracji jako metody politycznej działalności traktując to jako warunek oczywisty w wolnym państwie[2].

Fizyczny ubytek najlepiej uformowanej części polskiego narodu oznaczał też brak ciągłości pracy wychowawczej. Nie kumulowano doświadczenia i tradycji rozwijania tożsamości narodowej[3]. Patriotycznie usposobieni nauczyciele, wynalazcy, rolnicy, reformatorzy, urzędnicy, dziennikarze, politycy, architekci, dyplomaci, kupcy, zamiast dźwigać naród polski na wyższy poziom cywilizacyjny, zarówno kulturowy jak i materialny, praktycznie w każdym pokoleniu bezpowrotnie ginęli na polach walki. Brak ciągłości międzypokoleniowej w procesie wychowawczym zaowocował między innymi etapem „matki-Polki”, czyli okresem, kiedy to głównie kobiety były odpowiedzialne za reprodukcję patriotyzmu i wychowanie nowego pokolenia. W efekcie mieliśmy pokolenia Polaków egzaltowanych, romantycznych, uczuciowych, a jednocześnie miękkich, nie zainteresowanych ekonomią czy polityką w jej twardym, konfrontacyjnym wymiarze. Na to pokolenie narzekał Roman Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka”. W efekcie takiego bezproduktywnego zarządzania kapitałem ludzkim, nasza wspólnota narodowa nie tylko, że się nie rozwijała (mentalnie pozostając stale na poziomie XVIII wieku), ale na dodatek przerwała proces polonizacji terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego, co zaowocowało pojawieniem się tam (jeszcze wtedy tylko) etnosów białoruskich i ukraińskich.

Wynikiem represji popowstaniowych była utrata (śmierć, zesłania, emigracja) wybitnych działaczy i aktywistów o uformowanej wrażliwości publicznej. Innowacyjność i kreatywność polskiego narodu nie została wykorzystana do rozwoju polskiej przestrzeni narodowej, lecz z konieczności została skierowana na pożytek innych państw i narodów. Wielcy budowniczowie, architekci, muzycy, badacze, naukowcy, kupcy, wojskowi i politycy realizowali swój potencjał i swoje umiejętności, które wszak wyrastały z polskiego dorobku kulturowego, na budowanie, tworzenie, zmienianie, bogacenie innych państw: Rosji (na przykład Syberia), krajów Ameryki Południowej, Stanów Zjednoczonych, Chin, czy Afryki. Mosty, banki, opery mogły przecież powstać na terenie zajmowanym przez Polaków przyczyniając się do utrzymania i ekspansji polskiej tożsamości w myśl zasady, że okupanci przychodzą i odchodzą, a tubylcy pozostaną na zawsze. Tak potępiana przez endecję nieracjonalna gospodarka materiałem biologicznym trwoniła narodowy kapitał ludzki oraz ograniczała etniczny stan posiadania do tego stopnia, że I Rzeczpospolita upadała jeszcze jako imperium, podczas gdy II Rzeczypospolita rodziła się już tylko jako karłowate państewko.

Oto bowiem u progu II Rzeczypospolitej okazało się, że to właśnie relacje narodowościowe, a nie „moralne racje” stanowią podstawową zasadę przy ustalaniu granic państwowych. Na nic zdawała się przelana krew w obronie jakiegoś miasteczka, ani nawet piękne kościoły wybudowane przez polskiego szlachcica. Nie mogły one wzruszyć obradujących w Wersalu, przemawiały do nich dopiero cyfry obrazujące identyfikację narodowościową na danym terenie. Wtedy dopiero, w specyficznych warunkach po I wojnie światowej, do skutecznego głosu mógł też dojść wysiłek militarny, któremu endecja nie była przecież doktrynalnie przeciwna. Jednak nikt nie może zaprzeczyć okrutnej niesprawiedliwości, że śmierć powstańca wielkopolskiego lub śląskiego więcej przyniosła Polsce niż śmierć powstańca listopadowego lub styczniowego. W czasach traktatu wersalskiego najboleśniej przyszło nam zapłacić za błędy w zarządzaniu polską nacją.

 

Zasada druga – etnos i etnia

Przerwanie procesów cywilizacyjnych i kulturotwórczych, które zostały omówione wcześniej zahamowały proces tworzenia nowoczesnej wspólnoty narodowej aż do pojawienia się Narodowej Demokracji. Dopiero nacjonalizm polski, ten „nowoczesny patriotyzm”, zaczął kłaść olbrzymi nacisk na unarodowienie polskiej etni, aby w tym procesie ubiec zaborcze państwa. To poszerzanie narodu poprzez powiększanie biologicznych zasobów, jak pokazały następne lata, było najskuteczniejszym sposobem prowadzenia polityki polskiej. Dmowski pisał, że polskie zasoby etniczne są niezużyte, że wciąż tkwi w nich potencjał, zdolny do dużego wysiłku na rzecz wzrostu cywilizacyjnego narodu polskiego. Materialny i kulturalny wysiłek Polski i Polaków w okresie międzywojnia był tylko potwierdzeniem tej tezy.

Narodowa Demokracja dążyła więc do poszerzania polskiej przestrzeni etnicznej przez proces polonizacji i repolonizacji terenów kiedyś objętych polską państwowością. W walce o nieuświadomiony narodowo żywioł narodowcy w okresie zaborów stosowali (z konieczności historyczno-politycznej) swoisty „soft-power”, stawiali na organizację ruchu społecznego, na odrodzenie kulturalne, na działalność samopomocową, również w wymiarze gospodarczym skupiając się wyłącznie na kondycji polskiego narodu i jemu podporządkowując swoją politykę zagraniczną (vide: wyprawa Dmowskiego i Piłsudskiego do Japonii). Budowanie własnej tożsamości kulturalnej w opozycji do tożsamości kulturalnych państw zaborczych okazało się znakomitym narzędziem do samoidentyfikacji licznych mas chłopstwa, lub repolonizacji tych, u których upadł duch polskości. Granie demografią było więc klasyczną „ucieczką do przodu” z linii sporu militarno-politycznego w kierunku kulturowo-biologicznym. Dmowski liczył, że spór na osi wroga państwowość – polska nacja (każda z tych kategorii operowała na innym poziomie działalności) upowszechni w polskiej nacji model „Wielkopolanina” – zaradnego, roztropnego i solidarnego polskiego patrioty.

 

Zasada trzecia – realizm

Polityka narodowo-demokratyczna odpowiadała wyzwaniom ówczesnych czasów. Mieściła się w nurcie nazwanym przez badaczy tematu „realizmem”, który to opiera się na założeniu, że w stosunkach międzynarodowych pierwszoplanową rolę odgrywają narody i ich instytucje polityczne oraz, że relacje między narodami realizowane są na bazie konkurencji, podczas gdy stosunki wewnątrznarodowe – na zasadzie kooperacji. Endecy zrywali tym samym z tradycją walki w imię ogólnoludzkich ideałów i wartości (które to tezy stały się fundamentem między innymi socjalistycznego światopoglądu) na rzecz prowadzenia polityki w imieniu i na rzecz realnie żyjących ludzi tworzących żywy, aktualny naród.

Prymat polityki „rzeczywistości” umieszczonej w czasie i przestrzeni nad polityką „romantyzmu” umieszczoną w sferze wyobrażonych idei, realizował się między innymi w akcji wychowania Polaków do czynnej partycypacji w losach Narodu oraz wysiłku na rzecz budowania oryginalnych (samodzielnych) koncepcji politycznych i programowych. Cele endeckiej polityki były nakierowane na polepszenie warunków narodowej egzystencji zarówno w aspekcie materialnym jak i kulturalnym, hołdując przez długi czas zasadzie „egoizmu narodowego”, która potem pod wpływem moralności katolickiej ewoluowała w stronę „misji dziejowej” jako uzasadnienie dla polskiego programu działania i ekspansji. Narodowcy zdawali sobie sprawę, że tylko oryginalność koncepcji ideologicznych mogła być bowiem atrakcyjna dla świata i mogła stanowić uzasadnienie do ich ekspansji.

Doktryna narodowa pozostawił po sobie bogatą tradycję polityczną wrażliwą na wskaźniki biologiczne we wspólnocie narodowej. Jakość ludzkiego życia opisywana przez takie parametry jak poziom zdrowia i edukacji czy kwestie demograficzne i cyrkulacja w gospodarce skupiała zainteresowanie endeckich publicystów na czysto „egzystencjalny” wymiar życia ówczesnego Polaka – Polaka właśnie, a nie „tylko” mieszkańca Polski, bo endecka polityka, oczywiście, była zorientowana etnicznie. W sferze etyki narodowej również podkreślane były te wartości, które zapewniały stabilną reprodukcję wspólnoty narodowej w sferze biologicznej i kulturalnej. Ludzka egzystencja uporządkowana była obowiązkami wobec wspólnoty, których realizacji podporządkowane było całe życie narodowca[4]. Obszar „wolności” pozostawionej jednostce był niewielki. Po pierwsze osoby ludzkiej nie traktowano jako „jednostki” tylko członka organizmu narodowego, po drugie zaś uznawano, że sprawy narodu powinny absorbować członka narodu w całym spektrum jego prywatnego i publicznego życia, wymagając od niego daleko idącego poświęcenia swoich zasobów materialnych, swojej pracy, swojej inteligencji, swojego czasu w końcu. Etos narodowca oparty był na całkowitej symbiozie człowieka z Ideą Narodową.

 

Postulat pierwszy – demografia

Wyzwania stojące przed współczesną wspólnotą narodową dotyczą przede wszystkim technologii bezpieczeństwa, której głównym przedmiotem troski jest reprodukcja i rozwój wspólnoty. W ramach tej technologii poruszać się należy wzdłuż osi: populacja – procesy biologiczne – mechanizmy regulujące – państwo. Żelaznymi elementami całej kompozycji będą natomiast: demografia, polityka państwa i edukacja.

Podstawowe wartości opisujące biologiczny naród z perspektywy jego użyteczności dla wspólnoty narodowej to liczebność i kondycja moralna. O sile politycznej narodu, rozmachu jego planów i ambicji decyduje przede wszystkim statystyka demograficzna. Bogaty, technologicznie zaawansowany i z olbrzymim dorobkiem kultury materialnej naród holenderski teoretycznie mógłby być europejskim imperium, bo ma ku temu narzędzia. Brakuje mu jednak kilkudziesięciu milionów obywateli, którzy byliby zdolni do snucia idei imperialnych i oddania za nie własnego życia. Kiedy Leon Degrelle spisywał swoje wspomnienia z frontu wschodniego II wojny światowej, uderzyła go olbrzymia liczba i „taniość” życia rosyjskiego żołnierza. Dowódca ochotniczych wojsk walońskich wspominał jak podczas jednego z sowieckich ataków kolejne fale czerwonych nieustannie atakowały i ginęły od walońskich kul, prędzej jednak skończyły się kule żołnierzom Waffen SS niż Rosjanom zabrakło żołnierzy, których posyłali na pewną śmierć. Takie zachowanie z perspektywy na przykład Holandii byłoby zbrodnią na własnym narodzie, ale z perspektywy setek milionów Rosjan był to tylko dowód na to, że ich przywódcy są w stanie za wszelką cenę realizować swoje imperialne plany.

We współczesnej Polsce występuje kilka głównym problemów demograficznych lub z demografią związanych. Pierwszym i podstawowym problemem jest brak płynności zasobów demograficznych, czyli spadek liczby Polaków w Polsce. Warto przy tym zauważyć, że w bliskich nam kulturowo sąsiednich państwach słowiańskich (Ukraina, Białoruś, Rosja) sytuacja jest jeszcze gorsza i utopią jest oczekiwanie, że imigranci z tego właśnie kręgu kulturowego zasilą nasz etnos. Ryzyko z tym związane dotyka każdej dziedziny życia zbiorowości narodowej, od kwestii socjalnych, przez strukturę etniczną, aż po problemy natury kulturowej, ekonomicznej i bezpieczeństwa państwowego. Kolejnym problemem jest klęska polityki „polonijnej”, która objawia się między innymi spadkiem politycznej aktywności Polaków za granicami (Akcja Wyborcza Polaków na Litwie jest tu wyjątkiem), zahamowaniem ekspansji kulturowej Polaków na Wschodzie oraz brakiem programu wykorzystania ludności polonijnej w ramach polskiej polityki zagranicznej. Wreszcie, Polska jest zupełnie nieprzygotowana do procesów imigracyjnych i zmian ludnościowych, jakie mają miejsce w Europie Zachodniej. Kiedy przywódcy europejscy odtrąbili klęskę koncepcji „multi-kulti”, w Polsce nadal traktuje się obcych kulturowo imigrantów z naiwnością uwłaczającą zdrowemu rozsądkowi.

W związku z taką sytuacją, pojawiają się trzy obszary, w eksploatacji których należy szukać ratunku przed niekorzystnym trendem zaniku polskiej narodowości. Pierwszy dotyczy kwestii rodziny, tym razem jednak rozpatrywanej z biologicznego punktu widzenia. Rodzina jest miejscem początku nowego życia narodowego i pierwszym etapem wychowania w cnotach narodowych. Z tego powodu jej stabilność, w sensie moralnym, ekonomicznym i politycznym musi pozostać naczelnym hasłem ruchu narodowego. Rodzina jest obecnie potrzebna nacjonalizmowi jak powietrze do życia. Filarem tych starań powinna być polityka prorodzinna, która dowartościowuje rodzinę, jako ważny element narodu i państwa otoczony licznymi przywilejami ekonomicznymi i społecznymi. Drugim elementem polityki prorodzinnej jest wypracowanie skutecznej polityki imigracyjnej i asymilacyjnej. Ewentualna zgoda na imigrację powinna być uwarunkowana od stworzenia przez państwo polskie procesu, który w perspektywie dwóch-trzech pokoleń skutecznie zasymiluje, czyli spolonizuje, każdą przyjętą ilość imigrantów. Homogeniczność państwa polskiego jest wielką zaletą, z której nie można zrezygnować pod żadnym pozorem. Brak ruchów separatystycznych i autonomicznych, napięć na tle etnicznym czy religijnym, ostrych konfliktów z innymi państwami o mniejszości narodowe, napięć na tle kulturowym i społecznym; podwyższa poziom bezpieczeństwa i sprzyja budowie solidaryzmu społecznego. Prymat utrzymania homogeniczności oznacza, że docelowo imigracja powinna być ograniczona tylko do przedstawicieli etni i nacji, których tożsamość kulturowa oparta będzie na chrześcijaństwie i tradycji cywilizacji europejskiej. Niestety, trzeba przyznać, że istnieją takie kategorie masowych imigracji, które wiązałyby się dla Polski z koniecznością przezwyciężenia niemożliwych do usunięcia różnic kulturowych i cywilizacyjnych. W takich wypadkach należałoby zrezygnować z możliwości przyjęcia dużych grup tego rodzaju.

Trzecim elementem aktywnej polityki demograficznej jest wspieranie polskiego żywiołu na terenie Litwy, Białorusi i Ukrainy. Jeśli bowiem Polacy w Niemczech przynależą do polskiej polityki zagranicznej, to Polacy w tych trzech państwach są ze względu na historię tych ziem i polskie zobowiązania wobec swych niegdysiejszych obywateli swoistym elementem polityki wewnętrznej. Celem polskiej polityki na tych terenach powinna być odbudowa polskich zasobów fizycznych i rekonstrukcja polskiej kultury materialnej. Towarzyszyć temu musi aktywna polityka polskiego państwa nakierowana na ochronę praw kulturowych i politycznych tychże mniejszości, a w przyszłości na uzyskanie przywilejów politycznych. Dyskusja o właściwych proporcjach między komponentem „politycznym” i „kulturowym” odbywa się na łamach prasy narodowej i będzie jeszcze trwała, trzeba tu tylko zasygnalizować pewne zagadnienia bez przesądzania ostatecznych narzędzi do ich realizacji.

Dbałość o demograficzne wskaźniki wynika przede wszystkim z przeświadczenia, że natura liczebnych wspólnot etnicznych czy narodowych jest zawsze ekspansywna. Nie ma takiej możliwości, by liczny naród był słabym narodem, liczebność tworzy potencjał do wielkości. Obserwujemy to na przykładzie Chin, Brazylii czy też świata arabskiego, dla którego dodatkowym motorem ekspansji jest połączenie silnej wiary religijnej i znaczącego odsetka ludzi młodych.

 

Postulat drugi – wychowanie

Wychowanie patriotyczne odbywa się przede wszystkim w rodzinie i szkole, w mniejszym wymiarze również w ramach innych instytucji państwowych, a także poprzez system prawa. Ważne jest, by ustalić priorytety takiego wychowania zgodnie z zasadą „takie będą Rzeczypospolite, jakie jej młodzieży chowanie”. Jeśli bowiem demografia jest bazą do zmiany sytuacji Polski, to wychowanie jest jej podstawowym narzędziem. Siły witalne wspólnoty narodowej (wola do zmian) czerpane są przede wszystkim z wychowania historycznego i obywatelskiego. Zatem to właśnie proces wychowawczy (a nie np. aparat przymusu, lub stosunki gospodarcze) jest narzędziem do wychowania nowego człowieka, który „wysoko poniesie sztandar swej wiary”.

W Polsce obecne sposoby pojmowania patriotyzmu (lub jak chce Billig – „banalnego nacjonalizmu”) reprodukują się albo na poziomie rodziny i szkoły albo na poziomie instytucji politycznych i prawa. Większa część aktywnych politycznie Polaków skażona jest jeszcze pokomunistyczną postawą „roszczeniową”, która z jednej strony charakteryzuje się egoizmem tzw. wyciągniętej ręki, ale też brakiem zdolności do osobistego poświęcenia się dla grupy oraz absolutną niezdolnością do samodzielnego myślenia. Polska klasa polityczna natomiast prezentuje dwie mentalności, które stopniowo zastępują postawę „roszczeniową”. Pierwsza mentalność bliska jest galicyjskim ugodowcom, wyznający ją politycy dążą do uzyskania akceptacji swych rządów u jakiegoś hegemona pod postacią państwa lub grupy państw dominujących w regionie, stamtąd oczekując wskazówek, co do strategicznej i długofalowej polityki państwa polskiego i tam też przenosząc de facto odpowiedzialność za rządzenie krajem. Postawa „niewolniczej myśli” wyrasta z biernej politycznie postawy „roszczeniowej”, ale stanowi jej rozwinięcie. Druga mentalność nosi miano „konspiracyjno-powstaniowej” i jest stałym elementem polskiego charakteru narodowego. Postawa ta wywodzi się przede wszystkim z obozu posolidarnościowego, jej przedstawiciele operują językiem konspiracji i partyzantki; „zdradą”, „spiskiem”, „agenturą”, oraz prowadzą permanentną walkę z wrogiem wewnętrznym w atmosferze apokaliptycznych czasów ostatecznych. Obie te mentalności łączą się z dwoma różnymi sposobami prowadzenia polityki, równie nieprzydatnymi Polsce.

Aktywna polityka edukacyjna powinna mieć na celu wyeliminowanie zarówno etosu „partyzancko-konspiracyjnego” i etosu „niewolniczej myśli” na rzecz etosu „pracy wspólnej”. Rudolf Kjellen już na początku XX wieku zauważył, że w zdrowych wspólnotach narodowych dominuje etos poświęcenia i solidaryzmu, podczas gdy w stosunkach międzynarodowych raczej model konkurencji, rywalizacji w grze o sumie zero. Prawdą jest, że w naturze człowieka leży tworzenie relacji opartych zarówno na kooperacji jak i konkurencji. Praca w każdej firmie oparta jest na kooperacji z innymi pracownikami i konkurencji z innymi firmami, nauka w każdej szkole oparta jest na kooperacji z innymi uczniami z własnej klasy/szkoły i konkurencji z innymi klasami/szkołami. Prawidłowo wykształcone relacje na poziomie wspólnoty narodowej powinny oczywiście polegać na kooperacji w ramach wspólnoty i konkurencji z innymi wspólnotami. Równie naturalna jest hierarchizacja relacji wewnątrzwspólnotowych i polityzacja życia wspólnotowego. Każdy z nas tworzy sobie system ważnych, ważniejszych i nieważnych relacji, który respektuje siłą wychowania. Każdy z nas tworzy też w swoim umyśle model idealnej wspólnoty narodowej i dąży do jej realizacji (a więc działa politycznie) zgodnie ze swoimi umiejętnościami publicznymi i doświadczeniem.

Właściwe wychowanie powinno zawierać w sobie elementy afirmacji własnej wspólnoty narodowej oraz zasady etyki odpowiedzialności, obowiązku i poświęcenia. Solidaryzm narodowy czerpie swą siłę przede wszystkim z poczucia wspólnoty pochodzenia, bądź to na zasadzie doboru krewniaczego bądź wspólnoty pracy i walki (nie bez przyczyny w stosunku do narodu używa się figury retorycznej „rodzina rodzin”). Łączy nas to, że nasi przodkowie uczestniczyli wspólnie w wielowiekowym wysiłku pracy, życia, cierpienia i chwały polskiej wspólnoty narodowej.

 

Postulat trzeci – państwo

Państwo polskie nie jest przygotowane do tego, by reagować, choćby we własnym interesie, na zglobalizowany świat operujący polityką nakierowaną na życie w jego fizycznym aspekcie. A przecież państwo jako instytucja nadal ma silne argumenty, może inicjować debaty w poszczególnych sektorach biopolityki: kwestie technologii medycznej, imigracji, polityki socjalnej; może reglamentować i inicjować tematykę debat. W centrum zainteresowania instytucji państwowych powinny leżeć takie tematy jak: kwestia tożsamości kulturowej narodu gospodarza, ewentualne skutki imigracji według różnych scenariuszy, socjalne i kulturowe zmiany związane z zachwianiem stosunków demograficznych w Polsce i Europie, cyrkulacja bogactwa narodowego, rola rodziny w reprodukcji polskiego stylu życia i rozwoju zrównoważonej gospodarki.

Obecne społeczeństwo operuje poznawczą siatką pojęciową opartą na doktrynie liberalnej, która czerpie z zasady unikania cierpienia na rzecz maksymalizacji przyjemności. Stąd właściwym tej doktrynie językiem musi być retoryka ekonomicznych korzyści i zagrożeń, bezpieczeństwa osobistego i zbiorowego czy wskazująca na system elementów stymulujących lub hamujących modernizację wspólnoty. Retoryka ta jest sprzeczna z założeniami nacjonalizmu, który politykę stawia wyżej nad ekonomię, bezpieczeństwo wspólnoty rozpatruje przed bezpieczeństwem jednostki a proces modernizacji (który zakłada jakiś uniwersalny wzór do którego trzeba się dostosować) odrzuca na rzecz rozwoju zgodnego z potrzebami narodowymi i jego unikalnymi warunkami geopolitycznymi.

Celem polityki narodowej jest wytworzenie warunków do rozwoju ekonomicznego, politycznego, demograficznego i przestrzennego wspólnoty narodowej. Chodzi o to, aby dźwignąć ją na wyższy poziom cywilizacyjny, potęgą wewnętrzną zwiększyć poziom bezpieczeństwa międzynarodowego, przy czym nacjonalista wie, że trwały ślad na życiu narodu odciska tylko praca pokoleń. Zastosowanie w praktyce elementów biopolityki zaprezentowanych w powyższych rozważaniach implikuje rezygnację z polityki imperialno-militarnej, która w historii Polski nie miała zbyt bogatej tradycji na rzecz pokojowej ekspansji gospodarczej, kolonizacji siłą pieniądza i wpływów w regionie, atrakcyjności kultury i potencjału ludzkiego, który to model bardziej odpowiada doświadczeniom polskiej polityki państwowej.

Życie wspólnotowe tworzy pewne predyspozycje charakteru – stąd można mówić o czymś takim, jak charakter narodowy, który wyraża się w każdym przejawie życia zbiorowego. Ten charakter, czy tożsamość narodowa jest przez każde pokolenie reinterpretowana, poszerzana, modyfikowana. Oczywiście zmiany te przebiegają niedostrzegalnie dla żyjących ludzi, ale podlegają już pewnej analizie z perspektywy kilku pokoleń. Otmar von Verschuer ujął ten proces zdaje się w najbardziej lapidarny sposób: „Cechy dziedziczne są możliwością reakcji. O tym, które z danych możliwości zostaną urzeczywistnione, decyduje otoczenie”.

Daniel Pawłowiec

 

[1]              Konstatacja ta nie ogranicza koncepcji narodu jako zjawiska rozciągniętego w czasie, który tradycją wspólnoty i samoidentyfikacją jednostek łączy teraźniejsze pokolenia z przeszłymi i przyszłymi. Chodzi tylko o podkreślenie wagi teraźniejszego pokolenia, jako tego, który jest najwrażliwszym elementem historycznej koncepcji narodu.

[2]              W pierwszym rzędzie krytyków tajności warto wymienić Adama Doboszyńskiego i Bolesława Piaseckiego oraz ogólnie pokolenie „obozowiczów”.

[3]              Podobne wrażenie odnosi autor analizując lata dziewięćdziesiąte XX wieku, kiedy w polskim Ruchu Narodowym obecne były przede wszystkim dwie grupy wiekowe: osoby bardzo młode (do 18 roku życia) i tzw. „seniorzy” (około 70-80 lat), przy całkowitym braku osób w wieku produkcyjnym. Zaowocowało to wieloma brakami w działalności ówczesnego Ruchu Narodowego, począwszy od sfery intelektualnej przez zdolności koncepcyjne, finansowe, organizacyjne, etc.

[4]              Koncepcje nacjonalistyczne od zawsze traktowały wspólnoty narodowe jako organizmy – zamknięte całości w których poszczególne elementy (jednostki) związane są siecią powinności i obowiązków wobec innych części (jednostek) i instytucji wspólnotowych. Jest sprawą oczywistą, że organizmy narodowe tworzyły pewną hierarchię, której podstawowym kryterium była skuteczność (ekspansywność międzynarodowa i poziom gospodarki) i wewnętrzne piękno (poziom kultury). Hierarchizacja wprowadzona przez publicystów nacjonalistycznych znajduje zresztą odbicie we współczesnej gmatwaninie koncepcji narodu i nacjonalizmów, jakie panują wśród naukowców. Wielość teorii, definicji i prób odpowiedzenia na pytanie: „dlaczego dana wspólnota i jej polityka wspólnotowa wygląda tak a nie inaczej?” jest przede wszystkim efektem poprawno-politycznego wstrętu naukowców do hierarchizowania poziomu rozwoju wspólnot kulturowych, etnicznych czy narodowych według założonego modelu.

 

Artykuł ukazał się w nr 9. „Polityki Narodowej” (lato 2011 r.).